literature

The Prologue

Deviation Actions

Arleen's avatar
By
Published:
674 Views

Literature Text

Zima roku 2739 Trzeciej Ery była wyjątkowo mroźna. Każda najmniejsza rzeczka i potok w okolicy skute były lodem. Śnieg sięgał koniom po kolana, zaś zamiecie były gwałtowne i trwały długo. Niewielu podróżowało, chyba, że zmuszeni obowiązkiem, niewielu bowiem było zdolnych przetrwać tę podróż. W zamarzniętym stepie, gdy śniegi stopniały, odnaleziono ciało niejednego nieszczęśnika, dla którego ta zima, okazała się ostatnią, jaką ujrzały jego oczy…
Koń chrapał ciężko, z trudem brnąc przez zaspy. Był przemarznięty i wyczerpany, podobnie jak jeździec, którego niósł, a który ledwo utrzymywał się w kulbace, z trudem zachowując przytomność. Nawet ciepły płaszcz nie dawał mu ochrony przed siarczystym mrozem… Obaj, jeździec i jego pan, byli wyczerpani i niewiele brakowało, by podzielili los wielu innych niefortunnych podróżników.
- Broniao, mellon nin...  - wyszeptał mężczyzna, delikatnie klepiąc konia po szyi. Wierzchowiec parsknął, czując dotyk swego pana, choć nie mógł usłyszeć jego słów poprzez wiatr. Jeździec miał nadzieję, iż nie pomylił nigdzie drogi, że mimo wichury skrawek nieba widoczny nad nim wskazał mu dobrą drogę. Koń, noga za nogą, brnął przez zaspy. W oddali zamajaczyło wzgórze, a przez śnieg wirujący wokół niego, jeździec dostrzegł nikłe światła…
- Meduseld… Na medui…  - wyszeptał, lecz po chwili ogarnęła go ciemność.

Strażnik stojący przy jednej z pomniejszych bram, szczelniej osłonił się płaszczem. Gwałtowny wiatr szalał od kilku godzin, zaspy powiększyły się gdzieniegdzie, gdzie indziej znikły zupełnie, a świat zaczął przypominać ruchome piaski lub pozbawione koloru pustynie Haradu. Żołnierz stał na swej warcie, takie miał zadanie, nie spodziewał się jednak by monotonię nocnej straży cokolwiek przerwało. Nikt, absolutnie nikt o zdrowych zmysłach, nie wybrałby się w podróż o tej porze roku. Nagle, poprzez wycie zamieci, mężczyźnie zdało się, że słyszy końskie rżenie. Uznał ostatecznie, że to konie ze stajni, jednak po chwili dźwięk powtórzył się… Tuż przed nim, za bramą. Niedowierzając swym zmysłom wyjrzał na zewnątrz. Ku jego zdumieniu, nie zawodziły go. Do bramy zbliżał się wierzchowiec, czarny jak smoła, przez co wyraźnie zauważalny na tle śniegu. Szedł powoli, z trudem, wydawał się być wyczerpany, głodzony od wielu dni. Ponadto strażnik dałby głowę, że wyczerpane zwierzę niesie nieprzytomnego jeźdźca na grzbiecie…
- Jeździec przy bramie!! - krzyknął. Jego towarzysz z dołu spojrzał na niego ze skrajnym niedowierzaniem, a po chwili dołączył do niego, by przekonać się na własne oczy.
- Powiadom króla… - powiedział. Mężczyzna bez słowa zbiegł na dół, zaś drugi otworzył ostrożnie bramę. Z trudem stawiając kroki, koń wszedł, niosąc bezwładny ciężar swego nieprzytomnego pana. Rohirrim chwycił wodze wierzchowca. Koń był wspaniały, czarny jak noc, z białą gwiazdką na czole i skarpetkami. Długa jazda odcisnęła jednak na nim swe piętno.
„To cud, że tu doszedł i jeszcze stoi…” pomyślał strażnik, kierując wzrok na jeźdźca. Kaptur krył rysy jego twarzy, ale spod fałd materiału widać było długie, czarne włosy, opadające na ramiona. Z sylwetki strażnik wywnioskował, iż jest to mężczyzna, słusznego wzrostu, choć szczupłej postury. Nie pochodził z Rohanu, wartownik był tego pewien. Ściągnął go z siodła, a jeździec osunął się bezwładnie na ziemię, zaś gdy zdjęto mu kaptur, młodszy z żołnierzy, wykrzyknął zdumiony.
- Przecież to elf!
Rzeczywiście, jeździec okazał się być elfem, potwornie wyczerpanym, na skraju śmierci… Nie byli w stanie określić jego wieku, bo to pierwszy przedstawiciel owianej legendą, długowiecznej rasy, jakiego wielu z nich widziało. Gdy ochłonęli już z zaskoczenia, ktoś podsunął pomysł, by znieść go na komnaty króla Helma, by tam mógł go obejrzeć medyk. Ktoś inny podał derkę, na którą elfa położono i natychmiast zaniesiono do Meduseld. Na dworze zapanowało poruszenie, gdyż przybysz nie był zwyczajnym wyczerpanym podróżnym, lecz okazał się kimś z Gwiezdnego Ludu, jak zwano ich w Rohanie. Natychmiast zajął się nim nadworny medyk Helma, który po kilku godzinach starań i zabiegów, oznajmił ku królowi, iż nie może być pewien, czy elf wyżyje.
- Jest wyczerpany, panie, zapewne w drodze od wielu dni. Ma wiele odmrożeń, nie mogę powiedzieć, czy nie straci palców u dłoni… Będę robił, co w mojej mocy, lecz jego stan jest ciężki. - powiedział szczerze medyk, nie pozostawiając wątpliwości, co do poważnego stanu niezwykłego przybysza. Helm, słysząc jego słowa zmartwił się, lecz nakazał mu czuwać przy niecodziennym gościu. Swą opiekę zaoferowała także młodziutka narzeczona Helma, Firien, która przez kolejne dni doglądała elfa wraz z medykiem. Choć początkowo wiedziona w równym stopniu ciekawością, jak chęcią pomocy, gdy ujrzała elfa, jego bladą twarz i spierzchnięte usta, zmarznięte i czerwone od odmrożeń ciało, zapomniała o ciekawości i osobiście przygotowywała maści i okłady, podawała mu wodę, gdy miał gorączkę…
Elf był na granicy śmierci i życia przez wiele dni, nie raz wydawało się, iż nie zdołają utrzymać nikłego płomyka życia, jaki się jeszcze w nim tlił. Jednak po kilku dniach wysiłków medyka, gorączka trawiąca elfa spadła i mężczyzna odetchnął swobodniej. Bezimienny gość Helma Żelaznorękiego miał wkrótce opowiedzieć swoją historię, gdyż wracał do zdrowia w zadziwiającym tempie. Ku radości Firien, jak zły sen odeszła groźba utraty palców. Młoda kobieta cieszyła się, była niezwykle zaangażowana w opiekę nad elfem i z niecierpliwością wyczekiwała jego przebudzenia. Będąc niezwykle ciekawą jaką historię ma do opowiedzenia przedziwny podróżnik. Zadziwiało ją w nim wszystko, od jego wyglądu: od czarnych jak smoła włosów, barwy tak niezwykłej wśród ludu Rohanu, poprzez broń, łuk i miecz, pięknie zdobione, bardzo różniące się od wszystkiego, do czego przywykła. Wyobraźnia podsuwała jej wyobraźni wizje wspaniałych opowieści elfa, o wszystkim, czego doświadczył. Mówiono, iż wiele elfów zna ludzką mowę, więc tym bardziej dziewczyna nie mogła się doczekać, aż usłyszy jego głos.
W końcu, pewnego dnia, gdy zmieniała mu opatrunki na dłoniach, ku jej radości i zaskoczeniu, elf bardzo powoli otworzył oczy! Firien zadziwił ich kolor, były jasnozielone, z domieszką złotej barwy. Nigdy, u nikogo takich nie widziała…
- Witaj. - powiedziała miękko. - Witaj w Edoras.
- E… Edoras…? - były to pierwsze słowa elfa, który najwyraźniej bez większego trudu wymówił słowa mowy wspólnej dla niego i młodej dziewczyny, która siedziała obok niego. Kobieta nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia wiosen. Regularne rysy, długie jasne fale włosów opadały jej na plecy i ramiona, a duże, błękitne oczy nadawały jej niewinny wygląd dziecka. Pokiwała głową, uradowana, iż mogą się porozumieć.
- Widzę, że władasz naszą mową. Więc mogę cię panie, powitać w domu Helma Żelaznorękiego, w Rohanie. Twój koń przywiózł cię aż pod same bramy, przemarzniętego i wycieńczonego. Pamiętasz?
- Tak… Tak mi się zdaje… - powiedział cicho. - A mój wierzchowiec…?
- Cały i zdrowy, stoi w stajniach królewskich. Był słaby, lecz okazał się niezwykle uparty w trzymaniu się życia. Po kilku dniach odzyskał siły, zaczął jeść. - uśmiechnęła się. - Czy mogę spytać, jak masz na imię?
- Ah… Avaris… Avaris Damariel. A ty… Pani?
- Firien. To szczęście, panie, że się obudziłeś. Byłeś nieprzytomny od wielu dni. Wciąż jesteś słaby i minie wiele dni, nim staniesz na nogi. Zaraz poproszę medyka, by cię obejrzał.
- Dziękuję, Firien… - odparł elf, przymykając oczy. Słyszał jak dziewczyna wychodzi. Czuł się znużony, ale mimo to, nie chciał spać. Czekał cierpliwie, aż wróci. Gdy przyszła z powrotem, u jej boku szedł postawny, jasnowłosy mężczyzna z brodą, trochę starszy od niej, na oko Avarisa, mógł mieć najwyżej dwadzieścia trzy lub cztery lata.
- Witam cię, Avarisie Damariel. - rzekł głębokim i silnym głosem. - Zwą mnie Helm. Cieszę się, iż powoli dochodzisz do siebie. Od kiedy znaleźliśmy cię przemarzniętego i bliskiego śmierci, minęło wiele dni, pełnych niecierpliwego wyczekiwania.
- Dziękuję ci, Helmie… Za opiekę. - powiedział Avaris, usiłując się podnieść z posłania, jednak Firien pokręciła głową, delikatnie kładąc go z powrotem na posłaniu.
- Proszę, nie podnoś się, jesteś jeszcze zbyt słaby, panie. Powinieneś teraz dużo wypoczywać, możesz mieć nadal… - dziewczyna przerwała w pół słowa, położyła mu dłoń na czole. - Ty masz nadal gorączkę. Medyk się tym zajmie. - zapewniła. Elf pokiwał tylko głową. Nie miał siły się spierać, poza tym wydawało się, iż ci ludzie byli mu życzliwi. Położył się z powrotem, pozwalając medykowi napoić się jakimiś cierpko smakującymi ziołami. Mimo nieprzyjemnego smaku, wydawały się rzeczywiście pomagać, gdyż niemalże od razu poczuł ulgę. Odetchnął głęboko i mimo woli, zapadł w sen.
- Posiedź przy nim, Firien. - powiedział Helm. - Ty i medyk czuwajcie przy nim, jest jeszcze słaby, potem zobaczymy cóż ten elf powie nam o sobie. A jestem pewien, iż opowie nam wiele. - uśmiechnął się Helm. Firien pokiwała głową. Cieszyła się, iż ich niespodziewany gość o urokliwym imieniu Avaris dochodzi do zdrowia. Dziewczyna pałała ciekawością - w końcu niecodziennie elf może być goszczony w Edoras, a bardzo chciała usłyszeć opowieści o tym, gdzie był i co widział. Avaris zaś pod troskliwą opieką Firien odzyskiwał siły niezmiernie szybko, bo już w dwa tygodnie potem mógł podnieść się z łóżka i chodzić. Wkrótce potem zdjęto mu z dłoni grube zwoje bandaży. Okazało się, iż palce, choć jeszcze nieco niezgrabne i sztywne, wkrótce zagoją się już zupełnie. W tym czasie do jego komnaty zawitał Helm.
- Chciałbym zapytać, cóż zapędziło cię tu, Avarisie, do Rohanu, w środku zimy. Podróżowanie o tej porze roku jest niebezpieczne. -
- Byłem posłem, Helmie, do królestwa Kelebrona i Galadrieli, Lothlorien. Miałem dostarczyć bardzo ważną wiadomość. Szczęście w nieszczęściu, nie miałem obowiązku dostarczyć odpowiedzi, gdyż jak sami widzicie, okazałoby się to niemożliwe. W drodze zaskoczyła mnie zamieć, która trwała kilka dni. Pamiętając, iż w okolicy, którą jechałem, powinno być Edoras, starałem się tu dotrzeć. Dzięki Valarom, udało mi się.
- Według słów medyka jeszcze trochę i byś zamarzł. – pokiwał głową Helm. - Masz szczęście, że nie straciłeś palców. - na dźwięk słów Helma Avaris rozprostował palce, ostrożnie, jakby sprawiało mu to nadal ból.
- Szczęście… Tak, to dobre słowo. Tylko ono pozwoliło mi odnaleźć drogę w tej śnieżycy. - elf uśmiechnął się cierpko. - Nie zamarzłem, bo mój wierzchowiec szybko mnie tu przyniósł, a wy zaopiekowaliście się mną. Jestem wam wdzięczny…
- Rad jestem, iż wracasz do siebie. Zostań tu do chwili, gdy zupełnie wyzdrowiejesz, oraz gdy śniegi stopnieją. Wtedy będziesz mógł bezpiecznie wrócić do swoich.
- Dziękuję, Helmie, po raz wtóry.
- Podziękowałeś raz i jest to dla nas największa nagroda. - odparł mężczyzna. W tym momencie w drzwiach ukazała się Firien. Spojrzała na Helma, potem płochliwym spojrzeniem obdarzyła elfa.
- Posiłek jest już gotowy. - oznajmiła śpiewnym głosem.
- W takim razie zapraszam do stołu. - zaśmiał się Helm, poufale klepiąc elfa w ramię, a Avaris aż jęknął. Mimo wszystko, nadal był osłabiony, a budową ciała nie dorównywał następcy tronu , którego siła przekraczała przeciętną ludzką miarę. Zdecydowanie wolał sposób, w jaki troszczyła się o niego Firien. Dziewczyna stawała się mu coraz bliższa z każdym dniem. Czasem łapał się ma myśleniu o niej… Młoda kobieta emanowała ciepłem i budzącą się do życia, niczym rozkwitający na wiosnę kwiat, kobiecością. Czasem Avaris po prostu nie potrafił oderwać od niej wzroku, gdy spoglądała na niego płochliwie spod zasłony gęstych rzęs, a zaraz potem odwracała wzrok. I choć Avaris wiedział, iż była narzeczoną Helma, jego myśli coraz częściej kierowały się ku niej, a on nic nie mógł na to poradzić. Dziewczyna często przesiadywała w jego pokoju, opiekując się nim. W zamian Avaris opowiadał jej niezliczone historie o tym, co widział i co przeżył w czasie swego długiego życia, oraz o sobie, co było zresztą pierwszym pytaniem ciekawskiej dziewczyny.
- Mój naród nosi nazwę Sindarin, choć wielu nas zwie Elfami Szarymi. Moim domem jest Szara Przystań.
- Jak ona wygląda? - Dopytywała się Firien, a w jej oczach rozpalała się iskra ciekawości, gdy z niecierpliwością oczekiwała odpowiedzi elfa. Avaris zamyślił się…- Dla mnie to najpiękniejsze miasto na ziemi. W słoneczne poranki, gdy wstaje słońce, odbija się od śnieżnobiałych ścian domów z marmuru oraz srebra i miasto zdaje się lśnić z oddali tysiącem kolorów. Gdy wejdziesz na latarnię morską, możesz ujrzeć morze i żeglujące po nich statki. Gdy dni są pogodne widok rozciąga się na wiele, wiele kilometrów, a wczesnym rankiem, gdy mgła jeszcze unosi się nad powierzchnią wód, statki zdają się płynąć w powietrzu.
- Jak wygląda morze?
- Nie wiesz…? - elf wydawał się być zaskoczony, ale po chwili zdał sobie sprawę, iż dziewczyna zapewne nigdy nie opuściła ziem Rohanu. Uśmiechnął się ciepło.
- Morze… To bardzo duże jezioro, tylko słone. Nie można ujrzeć gołym okiem drugiego brzegu, a aby do niego dotrzeć potrzeba wielu dni, czasem nawet tygodni lub miesięcy. W słoneczne dni ma kolor szafiru lub akwamaryny, gdy się gniewa to przypomina niebo podczas burzy, staje się ciemne i złowrogie.
- To morze potrafi się gniewać? - po głosie dziewczyny znać było, iż nie do końca wierzyła, choć czekała na dalszy ciąg opowieści.
- Wśród mego ludu mówi się, że sztorm to gniew morza… Morze zmienia wtedy swą barwę, staje się ciemne i wrogie, fale są wysokie niczym domy. Wtedy potrafi zatopić nawet największy statek, który znika w głębi morza już na zawsze. Lecz nawet wtedy, nawet, gdy się gniewa, jest niezwykle bardzo piękne…
- Chciałabym je kiedyś ujrzeć… W twojej ojczyźnie, w Szarej Przystani, mieszkają inne elfy, prawda? - rozmarzyła się dziewczyna, oczyma wyobraźni widząc lśniącą w promieniach porannego słońca Szarą Przystań, oraz morze, które wyglądało niczym ogromne jezioro o błękitnej barwie.
- Tak, Szara Przystań to miasto ludu Teleri, a także moja ojczyzna. Być może kiedyś je zobaczysz, Firien. Ja, choć żyję już bardzo długo, nadal nie potrafię nadziwić się jego pięknu… - myślami Avaris znów był nad zatoką Belegaer, gdzie fale łagodnie omywałby brzeg, czasem wyrzucając na piasek przejrzysty bursztyn lub wielobarwną muszlę.
- A jak długo żyjesz? Nie wyglądasz na dużo starszego ode mnie.
- I nigdy nie będę. Kiedyś mogę wydawać się nawet o wiele młodszy… Jestem jednak starszy od ciebie Firien. Dużo starszy od najstarszego człowieka, którego znasz. Zapewne nawet sto razy starszy, być może nawet bardziej. - na dźwięk jego słów jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Niemożliwe…! - Wykrzyknęła.
- Możliwe. My, elfy, trwamy w swej podróży póki nie zginiemy w walce lub nie znużymy się życiem. - Wyjaśnił Avaris, uśmiechając się na widok zaskoczonej miny Firien. Zapewne rozmowa ciągnęłaby się jeszcze wiele godzin, gdyby nie medyk, który przyszedł zmienić opatrunki. Zalecił, aby elf dużo wypoczywał, więc dziewczyna postanowiła zająć się swymi obowiązkami, lecz obiecała dotrzymać mu towarzystwa wieczorem. Avaris nie oponował, wiedział, iż dziewczyna ma wiele spraw na głowie. żałował jedynie, iż ma już narzeczonego. Niemniej, czekał na każdą chwilkę, którą mógł z nią spędzić z niecierpliwością. Wiedział, że uczucie rodzące się w głębi jego serca nie ma szans, że nie powinno mieć miejsca… Mimo to, nie gasło, lecz wbrew wszelkiemu rozsądkowi, paliło się coraz mocniej…
Dni mijały, a Avaris coraz częściej wychodził ze swego pokoju. Firien namawiała go do tego, uważając, iż nawet krótkie spacery pomogą mu w szybszym powrocie do zdrowia. Pierwszym miejscem, gdzie skierował swoje kroki, były stajnie królewskie, w których stał jego wierzchowiec. Był późny wieczór, o tej porze nikogo tam nie było, co bardzo pasowało elfowi. Wolał być sam i osobiście doprowadzić swego wierzchowca do porządku. Koń nie dawał się nikomu osiodłać ani wyszczotkować i choć jadł, to niewiele, przez co wyglądał dość mizernie. Jednak ujrzawszy swego pana uspokoił się. jeśli zwierzę może mieć dobry nastrój, to Lanthir, jak nazywał go Avaris, na pewno takowy miał. Obowiązek doglądania jego wierzchowca wzięła na sobie Firien, jednakże jej starania w kierunku wyleczenia i przywrócenia konia do formy szły na marne. Sądziła, całkiem słusznie zresztą, że koń, po prostu, tęskni za swym właścicielem. Zdziwiła się niezwykle, gdy ujrzała Avarisa stojącego przy boksie ogiera, doprowadzającego konia do porządku, przemawiając do niego uspokajająco w języku elfów.
- Cieszę się, widząc cię w dobrym nastroju, panie. - Powiedziała, kłaniając się lekko na powitanie. Elf skrzywił się na dźwięk słowa „pan”.
- Proszę, nie zwracaj się tak do mnie. Wolałbym słyszeć z twych ust swoje imię. - Odparł. Firien zarumieniła się lekko, ale pokiwała głową. Avaris uśmiechnął się. - Co tu robisz o tak późnej godzinie? Nie powinnaś być na dworze? - zapytał po chwili.
- Opiekowałam się twoim wierzchowcem, lecz nie szło mi to najlepiej, nie pozwalał się dotknąć, nie chciał jeść… Przychodziłam wieczorem, był wtedy spokojniejszy. Nadal nic nie je?
- Och, to u niego normalne, że nie pozwala się dotknąć nikomu prócz mnie. Wychowywałem go od źrebięcia, gdyż jego matka nie przeżyła porodu. Jest dość nieufny z charakteru, nie wiedział ponadto, co się ze mną dzieje. To bardzo inteligentne, ale też strasznie złośliwe zwierzę . - zaśmiał się elf, klepiąc konia po szyi. Lanthir zarżał. - Ponadto nie rozumie ludzkiej mowy, tylko naszą. Elfią… - wyjaśnił Avaris. Firien podeszła bliżej, wierzchowiec uderzył ostrzegawczo kopytem w ziemię. Dziewczyna, na wszelki wypadek, cofnęła się.
- Lanthir, spokojnie przyjacielu. - wyszeptał elf, głaszcząc konia po szyi. - Wybacz Firien, jest bardzo nieufny. - wyciągnął do niej rękę. Przez chwilę się wahała, czy przyjąć zaproszenie, lecz po chwili podeszła do elfa. Avaris uśmiechnął się, ujął jej dłoń, położył na chrapach Lanthira.
- Spokojnie, póki tu jestem, nic ci nie zrobi. Pozwól mu zapamiętać twój zapach, przywyknąć do twojej obecności. Firien nin meldis, Lanthir.  
- Co mu powiedziałeś?
- Że jesteś moją przyjaciółką. Zrozumie i pozwoli Ci się sobą opiekować, jeśli mnie nie będzie. Choć dzięki twojej opiece, czuję się już na tyle silny, by samemu się nim zająć. - Avaris z radością patrzył jak w jasnych oczach dziewczyny zapala się promienna iskierka. Stała tuż obok niego, tak że czuł łaskotanie jej głosów na twarzy i ciepło jej ciała, jej dłoń stykała się z jego, jednak gdy dziewczyna uświadomiła to sobie, cofnęła się speszona. Jego dotyk sprawiał, iż było jej gorąco, mimo chłodnej nocy. Avaris spojrzał na nią, zaskoczony jej gwałtowną reakcją.
- Coś się stało? Zrobiłem coś, czego nie powinienem? - Zapytał. Firien nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć; z jednej strony wiedziała, że nie tylko była narzeczoną Helma, lecz także, kochała go. Jednak elf budził w niej dziwne uczucie, które sprawiało, iż czuła każdy, najdelikatniejszy dotyk, jak gdyby był pieszczotą na jej skórze. Nie potrafiła zebrać myśli, raz chciała uciec jak najdalej od niego, to znów chciała zostać, wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim… Czuła na twarzy rumieniec wstydu, natomiast Avaris widział go i z troską położył dłoń na jej czole, sprawdzając czy dziewczyna nie ma temperatury.
- Dobrze się czujesz, Firien? - zapytał miękko. - Pozwól, zaprowadzę cię do twego pokoju. - Dziewczyna pokiwała głową, nie potrafiąc odmówić. Całe Meduseld spało, a oni wydawali się jedynymi żyjącymi istotami w całym Złotym Dworze… Firien szła, milcząc. W jej sercu miotały się sprzeczne uczucia wierności, miłości do Helma, a nagłego, nieznanego jej dotąd uczucia, które obudził w niej dotyk Avarisa. Było jej gorąco, a jej ciało wydawało się być wrażliwe na najdelikatniejsze muśnięcie. Gdy w końcu znaleźli się przed drzwiami jej pokoju, elf spojrzał na nią z troską.
- Może pójdę po medyka? Wydaje mi się, iż masz rumieniec, może nawet temperaturę.
- Nie, nie nic mi nie jest… Naprawdę. - pokręciła głową. Avaris chciałby wierzyć jej na słowo, jednak… nie potrafił. Dziewczyna, drżała lekko, jakby w gorączce. Gdy stali tak przez chwilę, milcząc, Avaris delikatnie ucałował ja w czoło. Firien zamarła, wstrzymała oddech.
- Co się z tobą dzieje, Firien? - zapytał po chwili. Czoło dziewczyny było gorące, gdy dotknął jej ramion, zadrżała lekko. Potem spojrzał na jej twarzyczkę, na jej lekko drżące usta, na rumieniec na policzkach… Nie wiedział nawet, w którym momencie ich usta zetknęły się, kiedy objął ją i poczuł gwałtowne bicie jej serca, jej ramiona, obejmujące go nieśmiało. Nie pamiętał chwili, gdy drzwi pokoju zamknęły się za nimi. Tej nocy liczyła się tylko ona, zapach jej włosów, dotyk jej dłoni, spojrzenie jej błękitnych oczu… Ulotne chwile, których oboje pragnęli, a które zdawały się jedynie snem… A gdy świt zawitał do komnaty, Avaris przytulił Firien do siebie, myśląc o tym, jak bardzo przewrotny wydaje się los. Głaskał jej włosy, rozrzucone w nieładzie na poduszce, gdy tuliła się do niego.
- Być może nie dasz wiary moim słowom, ale ja… Ja kocham cię, Firien… To nie była zwyczajna zachcianka, ani kaprys na jedną chwilę. - wyszeptał cicho. Młoda kobieta nic nie odpowiedziała, wtulając twarz w jego ramię. Pocałował ją czule w czoło, zamykając po chwili oczy. Choć on usnął, uśmiechając się przez sen, Firien tuląc się do niego nagle boleśnie zdała sobie sprawę z tego, co się stało… Czuła na sobie jego czuły dotyk i łzy napłynęły jej do oczu, poczuła się nagle winna. Przecież kochała Helma, miała zostać jego żoną! Delikatnie, by nie obudzić Avarisa, wysunęła się spod nakrycia, stanęła przed lustrem. Spojrzała na siebie i niemalże od razu odwróciła wzrok. Avaris był czuły i delikatny, to ona była dla niego najważniejsza. Wyznał, iż zależy mu na niej, co sprawiało, iż czuła się jeszcze gorzej. Cieszyła się, iż ona i Helm wciąż mieli oddzielne komnaty, oraz, że służba nie pomagała jej w codziennej toalecie. Nikt nie zobaczy tu Avarisa, ponadto ona mogła być sama… Szybko umyła się w zimnej wodzie z cebrzyka i ubrała, cichutko zeszła do stajni, chowając włosy pod kapturem, tak dla ochrony przed zimnem, jak przed oczami postronnych. Nie chciała, by ktoś ją zobaczył, jak wyjeżdża z Edoras sama. Pragnęła by zimny wiatr ostudził jej myśli.
Chłodne poranne powietrze szczypało ją w policzki, pęd wiatru wyciskał z oczu jeszcze więcej łez… Firien nie miała pojęcia, co powinna teraz uczynić: czy prosić Avarisa, by zachował jedynie wspomnienie tej nocy nie prosząc o nic więcej, nie mówić Helmowi, co się stało, czy być absolutnie szczerą, choć będzie to bolesne, tak dla niej jak i dla mężczyzny, z którym chciała związać swe życie. Być może Helm nawet zdecyduje się ją odesłać, nic chcąc jej widzieć… Chciałaby móc zadecydować, jasno powiedzieć, czego sama pragnęła. Po raz pierwszy od dawna, serce i rozum nie potrafiły jej podpowiedzieć jasno, co byłoby najlepsze. Spojrzała w niebo; świt barwił je wszystkimi odcieniami błękitu, złota i purpury, śnieg skrzypiał pod kopytami jej wierzchowca. Helm, lub Avaris… Mężczyzna któremu przysięgała iż zwiąże z nim swe życie lub elf, który wyznał, iż ją kocha, który zabrałaby ją ze sobą do swej Przystani z białego marmuru. Helm, lub… elf, którego nie kochała.
Firien czuła, jak łzy zamarzają na jej policzkach. Powoli zawróciła konia w stronę Edoras. Wiedziała już, co powinna zrobić, jednak droga ta, choć słuszna, wcale nie miała być najłatwiejsza…
W stajni Złotego Grodu zajęła się swoim koniem, nakryła go derką, robiła to jednak machinalnie, drżącymi dłońmi… Serce biło jej mocno, gwałtownie, jakby chciało wyrwać się z piersi. Postanowiła porozmawiać z Helmem. Kochała go i choć szczerość miała być teraz bardzo dla nich obojga dotkliwa, wolała to, niż oszukiwać go przez resztę życia. Wolała to, niż nie móc spojrzeć w lustro do końca swych dni. Szybkim krokiem skierowała się do jego komnaty, zapukała i weszła. Helm uśmiechnął się na jej widok, jednak widząc wyraz jej twarzy, spoważniał.
- Czy coś się stało, Firien? - Zapytał, podchodząc do niej. Dziewczyna spojrzała mu w oczy.
- Musimy porozmawiać, Helmie… - powiedziała cicho.

Avaris przeciągnął się leniwie, dłonią szukając u swego boku Firien. Jednak gdy poczuł jedynie chłód pościeli, zdezorientowany usiadł na posłaniu. Nie było jej w ogóle w pokoju, więc elf powoli wstał i ubrał się. Trochę martwił się o nią, wszystko stało się tak… niespodziewanie dla nich obojga, jednak Avaris podjął decyzję, iż jeśli dziewczyna tylko się zgodzi, zabierze ją ze sobą, do Szarej Przystani. Nie znał jej długo, wiedział jednak, że chciałby ją mieć u swego boku, jako żonę, kiedyś może nawet matkę swych dzieci. Postanowił ją odszukać, aby porozmawiać z nią na spokojnie. Pierwszym miejscem, gdzie chciał jej szukać były stajnie. Ku jego uldze, jej wierzchowiec stał w boksie, jednak okrywająca go derka sugerowała jego niedawny powrót. Pogłaskał zwierzę po szyi - sierść była  wilgotna. Zdezorientowany rozejrzał się po stajni, lecz nie dostrzegł nikogo, kto mógłby mu cokolwiek powiedzieć. Postanowił wrócić do jej pokoju…

- Nie wierzę…! - Helm spojrzał na Firien, w jego oczach malowało się niedowierzanie, żal, narastająca wściekłość. – Powiedz mi, że to nie jest prawda!
- Gdyby nie była, po cóż mówiłabym ci o tym? To była chwila… Ulotny moment. – mówiła rwącym się głosem Firien. Nie była w stanie nawet spojrzeć Helmowi w twarz… Mężczyzna nie rzekł nic, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
- Helm, gdzie…?! - zdążyła jedynie krzyknąć, robiąc ku niemu krok. Mężczyzna odwrócił się, a grymas wściekłości na jego twarzy zatrzymał dziewczynę w miejscu. Głos uwiązł jej w gardle…
- Gdzie? To chyba oczywiste, moja droga. – rzucił jedynie przez ramię, po czym odwrócił się plecami i odszedł szybkim krokiem. Firien starała się opanować, jednak nie potrafiła zapanować nad uczuciami, które kłębiły się w jej sercu. Była zupełnie bezsilna, zagubiona, zdezorientowana…
- Panienko Firien? Co się stało? - nagle obok niej znalazła się zaalarmowana hałasem dwórka. Dziewczyna spojrzała na swoją panią zbita z tropu.
- Panienko…? – powtórzyła, widząc łzy spływające po jej twarzy…

Nim Avaris zdążył przestąpić próg stajni, usłyszał ciężkie kroki, już z oddali rozpoznając w nich chód potężnego mężczyzny. Jego obecność uświadomiła Avarisowi co uczynił: Firien, narzeczona rohańskiego następcy tronu, wkrótce królowa Rohanu… Jego kochanka na jedną noc i miłość od pierwszego wejrzenia. Kobieta, z której chciał uczynić towarzyszkę życia. Jednak dziewczyna wyznała wszystko Helmowi, zaś Avaris zrozumiał jej intencje; nie chciała nic kryć przed mężczyzną, u boku którego chciała spędzić resztę swych dni.  On był dla niej zauroczeniem, Helm prawdziwą miłością… Myśl o ta uświadomiła mu zwrócenie się przeciwko człowiekowi, który uratował mu życie była potężnym ukłuciem sumienia w rozkochanej duszy elfa… Avaris z niepewnością odwrócił się, chcąc zapytać Helma, czy nie widział nigdzie Firien, jednak na widok wyrazu twarzy potężnego mężczyzny elf odruchowo cofnął się o krok, jednak uchylić się, już nie zdołał… Człowiek uderzył do w twarz krótko, acz mocno, elf usłyszał tylko chrupnięcie, gdy uderzył plecami o ścianę stajni, nagle rozumiejąc skąd się wziął przydomek Rohirrima; „Żelaznoręki"… Cios odrzucił go do tyłu, on sam poczuł coś ciepłego płynącego mu po twarzy, w ustach zaś miał metaliczny posmak krwi. Potem, gdzieś na skraju świadomości, kołatało mu się, iż Helm  podnosi go za poły kurtki. I znów głuchy odgłos ciała zderzającego się ze ścianą. Ale nie upadł, mężczyzna bez najmniejszego trudu trzymał szczupłego Sindara w pionie.
- Powinienem cię teraz zabić, elfie… - wychrypiał, nie kryjąc wściekłości. Avaris z trudem otworzył oczy, zwłaszcza  prawe. Policzek, nos i szczęka paliły go bólem, nie inaczej plecy, którymi uderzył z niemałą siłą w ścianę stajni. - Powinienem cię zabić, za to, co zrobiłeś! Uratowałem ci życie, kazałem się tobą opiekować, byłeś moim gościem. A dziś rano, czegóż się dowiaduję? Iż mój „gość" za moimi plecami uwiódł moją narzeczoną… Dlaczego…? Czy była to zachcianka znudzonego elfa?! Kaprys, na jedną jedyną noc…? - głos człowieka zniżał ton, jakby jego właściciel powoli się uspokajał, jednakże jego dłonie nawet na sekundę nie rozluźniły chwytu. Avaris przełknął własną krew, która powoli sączyła się z jego rozciętych ust, spojrzał mężczyźnie w oczy.
- Nie… Nie była to moja zachcianka… Ani kaprys… - Avarisowi jego własny głos zdawał się obcy, chrapliwy. - Ja… Ja ją kocham… - chwyt Helma nagle zelżał, a elf osunął się na podłogę. Otarł krew z twarzy, spojrzał na potężnego mężczyznę stojącego nad nim, który w każdym momencie mógł go zabić.
- Wynoś się z Edoras. Wynoś się i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Jeśli spotkam cię kiedykolwiek na ziemiach Rohanu… Zabiję cię i żadna siła mnie przed tym nie powstrzyma. A teraz bierz swojego konia, swoje rzeczy i wyjedź stąd. Natychmiast. - ton głosu Helma nie pozostawiał ani wątpliwości, ani wyboru. Avaris wstał chwiejnie, spojrzał na Helma. W jego spojrzeniu nie było strachu…
- Jak sobie życzysz, Helmie. - rzekł krótko. Z trudem, gdyż  plecy rwały bólem, a lewe biodro odmawiało mu posłuszeństwa, doszedł do swego pokoju, zebrał swoje rzeczy. Wtedy ujrzał stojącą w korytarzu Firien. Była blada i zapłakana.
- Powiedziałaś mu? - zapytał tylko cicho. Jedyną jej odpowiedzią było kiwnięcie głową.
- Firien, wyjedź ze mną do Szarej Przystani. Ujrzysz morze, które tak pragnęłaś zobaczyć na własne oczy. Będziesz ze mną. - elf wyciągnął ku niej rękę, nie potrafił oprzeć się chęci by nie spróbować po raz ostatni… Dziewczyna wahała się chwilę, stojąc z wzniesioną dłonią. Po chwili opuściła ją. Avaris ze smutkiem zdał sobie sprawę ze znaczenia tego gestu.
- Nie, Avarisie. Zostaję tutaj, tam gdzie jest moje miejsce. Kocham Helma! I zostanę do końca, przy jego boku. - Firien nie patrzyła na elfa, lecz na czubki własnych butów. Uniósł jej twarz, by spojrzeć w jej oczy. Malował się w nich smutek, ale też pewność siebie. Elf puścił ją i odsunął się  o krok.
- Uważaj na siebie, Firien. Skoro tu jest twoje szczęście… Żegnaj. - skłonił się lekko, odwracając się do wyjścia.
- Avaris… Ja… Wybacz mi… - usłyszał jej głos. Odwrócił się tylko na krótką chwilę.
- Nie mam przecież do ciebie żalu, to twój wybór. Żegnaj. - szepnął i odszedł. Firien patrzyła przez chwilę na jego sylwetkę, potem osunęła się na kolana i rozpłakała się.

Avaris wyjechał bardzo szybko, nie oglądając się za siebie. Choć wiedział, że tak będzie lepiej, w głębi serca nie potrafił się z tym pogodzić. Na szczęście burze śnieżne, tak silne jak ta,  która zmusiła go do pobytu w Edoras, ustały, dzięki czemu mógł powrócić do Szarej Przystani. W sercu czuł jednak pustkę, której w żaden sposób nie potrafił wypełnić. Brakowało mu Firien, dźwięku jej głosu, brakowało jej obecności, myśli, iż jest w pobliżu, iż mógłby zobaczyć jej uśmiech… Jadąc do Szarej Przystani usiłował wszystko sobie poukładać, przemyśleć i uspokoić skołatane myśli. Długie dni spędzone samotnie w drodze z Edoras pozwoliły mu spojrzeć na zajścia w Edoras z innej perspektywy, chłodniej i bardziej obiektywnie. O tym, co się miedzy nimi wydarzyło, zadecydowała chwila, krótki i ulotny moment słabości… Dziewczyna naprawdę kochała tylko Helma. Powiedziała, iż mimo tego, co połączyło ją i Avarisa, zostanie przy Helmie… Avaris chyba potrafił ją zrozumieć, ale nie potrafił jeszcze pogodzić się z jej decyzją.
Gdy kilka dni później, nad samym rankiem jego oczom ukazały się mury miasta, mimo całego piękna, tak bliskiego sercu elfa, Szara Przystań nagle wydała mu się strasznie pusta…Gdy strażnicy ujrzeli go przy bramie, jeden z nich od razu zawiadomił Kirdana. Avaris zniknął kilka tygodni temu i władca Szarej Przystani zaczął się niepokoić, czy w ogóle wróci. Wyszedł mu na spotkanie, jednak na widok ciemnogranatowego sińca na jego twarzy, przystanął zaskoczony. Avaris będąc doskonałym dyplomatą, był bardzo spokojny i zrównoważony, nie dawał się nigdy prowokować ani wciągać w bójki, a ślady na twarzy wyglądały jakby go ktoś po prostu pobił…
- Witaj, Kirdanie… - powiedział elf cicho.
- Witaj w domu, Avarisie! Cieszę się, mogąc cię znów widzieć. Baliśmy się o twoje życie, gdyż nie powróciłeś z Lothlorien… I widzę że całkiem słusznie.
- Kirdanie, ja…
- Nie teraz. Chodź, odpocznij. Potem opowiesz wszystko. - odparł szybko Teleri. Ktoś zabrał Lanthira do stajni, zaś sam Avaris, idąc za radą Kirdana, postanowił się odświeżyć i nieco wypocząć, zanim wyjaśni, co działo się z nim przez ostanie tygodnie. U Kirdana był już kilka godzin po przyjeździe. Władca Szarej Przystani wysłuchał jego opowieści ze spokojem.
- Nigdy nie posądzałem cię o brak rozsądku, Avarisie, ale to, co stało się w Rohanie zaskakuje mnie. Było to lekkomyślne…
- Nie będę się tłumaczył, bo nie ma z czego. Stało się, nie da się tego odwrócić. Po prostu będę omijał Rohan. - elf bezradnie rozłożył ręce. Kirdan zamyślił się.
- Masz mimo wszystko szczęście, Helm nie słynie z cierpliwości i wyrozumiałości. - powiedział po chwili. - W takim razie, zamiast misji tutaj, będziesz pływał na statkach, razem z Elverenem. To powinno zająć twoje myśli wystarczająco, byś zapomniał… Do niczego cię nie zmuszam, jest to jedynie moja propozycja. - Kirdan spojrzał wyczekująco na elfa.
- Popłynę, Kirdanie. - odparł po chwili wahania Avaris. Władca Szarej Przystani pokiwał głową ze zrozumieniem. Znał Avarisa już wiele lat, spodziewał się, iż w końcu rozsądek weźmie górę.
- Statek kapitana Elverena, Celebnen, wypływa za trzy dni. Bądź w dokach o świcie. - dodał po chwili Teleri. Avaris skinął smutno głową, skierował się ku wyjściu. Za sobą usłyszał jeszcze głos Kirdana; - Nie wiem, czy to jakiekolwiek pocieszenie, ale prędzej czy później musiałbyś się pogodzić z jej odejściem. Być może byłaby to wina czasu, a być może wola Valarów, ale ona by odeszła… Przykro mi. - powiedział Kirdan. Elf zatrzymał się na chwilę, spojrzał na władcę.
- Być może, lecz wówczas wiedziałbym, ze te lata spędziła u mego boku i nie żałowałbym niczego… - odparł cicho, po czym odwrócił się i zniknął za drzwiami, zostawiając Kirdana za sobą.
Avaris wypłynął z Szarej Przystani trzy dni późnej, o świcie. Wsiadł na statek z ciężkim sercem, nie chcąc mimo wszystko opuszczać miasta. Czuł, iż zostawia za sobą coś, czego nie powinien oraz wydawało mu się, iż postępuje jak ostatni tchórz, uciekając. Elf spojrzał na brzeg, przez chwilę rozważając powrót na ląd, jednak nie potrafił zrobić tego jednego, jedynego kroku ku nabrzeżu…
- Kotwica w górę, żagiel luz! - oficer silnym głosem wydał komendy, Celebnen powoli odbiła od molo, a marmurowe ściany Szarej Przystani wkrótce stały się jedynie białą linią, zlewającą się na horyzoncie z błękitem morskich wód…

Cztery lata później...

Kolejny dzień na statku wydawał się wiecznością. Pół roku minęło na żegludze po pełnym morzu, zanim elfy z Celebnen ujrzały ponownie stały ląd, oraz znajome barwy proporców Szarej Przystani. W oddali bieliła się latarnia morska, duma miasta. Avaris oparł się o burtę Celebnen, usiłując sobie przypomnieć, ile czasu spędził już pływając na tym statku… Trzy lata? Cztery? W ciągu tego czasu brał udział w wielu wyprawach, łącznie z tą, z której Celebnen wracała, a która trwała ponad pół roku.
- Wszędzie dobrze, ale jednak w domu najlepiej, czyż nie tak, Avarisie? - za plecami elf usłyszał głos kapitana na Celebnen, Elverena. W ciągu czterech lat wspólnych podróży Teleri nie raz wyciągnął Avarisa z kłopotów, a Avaris z jego, więc z biegiem czasu i wraz z wydarzeniami między elfami zawiązała się przyjaźń… Avaris odwrócił się.
- Brakowało mi solidnej ziemi pod stopami. W głębi serca najwyraźniej nadal jestem szczurem lądowym. - zaśmiał się elf. Choć doskonale dawał sobie radę na statkach, czasem tęsknił, by znów stanąć na suchym lądzie. Z rzadka kusiło go, by wrócić do Rohanu, jednak pamiętał, co się wydarzyło oraz zdawało się, iż już pogodził się z owymi wydarzeniami. Elveren pokiwał głową.
- To ucieszy cię fakt, że dobijamy do brzegu, szczurze lądowy. - uśmiechnął się kapitan.
- Znów w domu… - powiedział cicho Avaris, wciągając do płuc powietrze, jakie przyniósł rześki wiatr wiejący łagodnie od strony lądu.
Avaris i Elveren zaraz po przycumowaniu Celebnen, udali się do Kirdana, zdać krótki raport. Elf przywitał ich w swym prywatnym pokoju. Wiadomości go nie zaskoczyły… Poszukiwania drogi do Valinoru od wielu lat spełzały na niczym, mimo wielu wysiłków oraz niezliczonych wypraw. Ta nie była wyjątkiem…
- Nadal nic. Valarowie nie pozwalają nam odnaleźć drogi. - powiedział spokojnie Elveren. Kirdan zamyślił się, westchnął ciężko.
- Będziemy szukać, aż Valarowie się zlitują nad nami… - odparł po chwili milczenia. - Pójdźcie do siebie, odpocznijcie. Za kilka tygodni wyruszycie ponownie. - Elveren i Avaris skinęli. Mieli już wyjść, gdy do pokoju ktoś zapukał. Osobą tą okazał się być posłaniec, który teraz miast Avarisa jeździł do Rivendell i Mrocznej Puszczy. Skłonił się przed Kirdanem, jako władcą Szarej Przystani, skinął głową dwóm pozostałym gościom.
- Jakież wieści przynosisz? Czy Keleborn odpisał na mój list? - zapytał Kirdan. Posłaniec w odpowiedzi wyciągnął z zanadrza opatrzone pieczęcią pismo, które podał swemu panu. Kirdan złamał pieczęć, zaczął czytać.
- A w Marchii? Zdarzyło się coś nowego? Dawno nie było żadnych wieści ze Złotego Grodu. - zagadnął, wiedząc, iż Avaris niezwykle chętnie wysłucha nowinek z Rohanu.
- Podobnież Helm doczekał się dziedzica, syna o imieniu Haleth. Urodził się całkiem niedawno, bo zaledwie kilka miesięcy temu. - na dźwięk słów elfa Kirdan zmarszczył w zamyśleniu brwi, spojrzał z zaskoczeniem na niego.
- A czyż Helm nie doczekał się trzy lata temu córki? - zapytał.
- I tak i nie. Choć nikt tego nie powie otwarcie, to jednak pospólstwo szepce między sobą, iż dziewczynka nie jest córką Helma. W dodatku, według plotki, jest półelfką… - na ostanie słowa posłańca Avaris nagle zbladł, odwrócił się gwałtownie ku elfowi.
- Matką jest narzeczona Helma, tak?! A ojcem… A ojcem dziecka jest…?
- Mówi się, iż elf. - odparł zaskoczony reakcją Avarisa posłaniec, bowiem elf zbladł nagle, zaczął coś szeptać pod nosem.
- Firien trzy lata temu urodziła córeczkę, której podobno ojcem nie jest Helm…? Czy dziewczynka urodziła się na jesieni? - pytał gorączkowo, jakby chciał otrzymać potwierdzenie słów, jakie usłyszał.
- Nie wiem, być może. Dziecko ma już trzy lata, więc być może… - mruknął elf, trochę nie rozumiejąc, co się dzieje z mężczyzną, czemu nagle zbladł, stał się nerwowy. Po chwili Sindarin spojrzał na pozostałych.
- Kirdanie, wybacz. Muszę coś załatwić… Wyjeżdżam i nie mam chwilowo pojęcia, kiedy wrócę. - po czym, skłoniwszy się, wyszedł. Elveren wymienił z Kirdanem porozumiewawcze spojenia.
Niewielu wiedziało, co wydarzyło się cztery lata temu w Rohanie, Avaris nie chwalił się przecież… Kapitan więc, niewiele myśląc, pobiegł za przyjacielem. Zastał go pakującego juki i sprawdzającego broń. Elf szykował się do wyjazdu.
- Avaris, domyślam się, co chcesz zrobić. Rozumiem powód, ale nie popieram twego wyjazdu.
Helm przyrzekł, co ci zrobi, jeśli spróbujesz wrócić do Rohanu. - powiedział. Avaris spojrzał na niego, nie przerywając jednak pakowania.
- Słyszałeś słowa tego posłańca. Helm doczekał się syna, a córka nie jest jego córką. Jest dzieckiem Firien i elfa, urodziła się na jesieni. To moje dziecko, Elveren! Moja córka…
- Helm cię zabije. - podsunął Teleri.
- Więc co mam zrobić? - zapytał w odpowiedzi Avaris. - Powiedzieć, że to nie moja sprawa? Iż to była kwestia jednej nocy, iż teraz Firien powinna się sama martwić?
- Nie podejrzewam, by Helm traktował je źle. Firien została jego żoną, mimo urodzenia dziecka z nieprawego łoża, zaś małej na pewno nie dzieje się krzywda.
- Czy to ma znaczyć, że mam machnąć na to ręką? - w głosie zazwyczaj spokojnego elfa czaiła się złość. - To moja córka, Elveren! Nie wiem nawet jak ma na imię, a chcę to wiedzieć, chciałbym ją zobaczyć i wiedzieć, iż moja córka będzie mogła powiedzieć, kim jest jej ojciec. - elf skończył pakować sakwę. Elveren pokręcił głową.
- Helm cię zabije, obiecał ci to. - przypomniał, choć i tak wiedział, iż nic to nie da. Klepnął przyjaciela lekko w ramię. - Powodzenia, mellon nin. - dodał po chwili. Avaris uśmiechnął się, skinął w podzięce głową, a już chwilę później był w stajni, siodłając Lanthira.

Wyjechał z Szarej Przystani w iście opętańczym tempie, niemalże na złamanie karku. W uszach cały czas dźwięczały mu słowa posłańca; „Pospólstwo szepce między sobą, iż dziewczynka nie jest córką Helma. W dodatku, według plotki, jest półelfką…"
Nie dawało mu spokoju; jeśli Firien naprawdę urodziła córeczkę, półkrwi elfkę, to musiała być jego córka, jego dziecko! Tego mógł być pewien, nie widział innej możliwości! Przecież w Meduseld nie było innego elfa, tylko on! Choć była to, według elfa, który przywiózł tę wiadomość, tylko plotka, on musiał wiedzieć…
Droga z Szarej Przystani do Edoras nie była długa, lecz przejętemu Avarisowi wydawała się wlec w nieskończoność. Gdy w końcu, po kilku dniach forsownej jazdy rozpoznał równiny Rohanu, odetchnął.
- Jesteśmy na miejscu, mój przyjacielu. - elf poklepał wierzchowca po smukłej szyi. Lanthir parsknął i ochoczo ruszył dalej. Dopiero w tym momencie elf zaczął się zastanawiać, co ma tak dokładnie zrobić. Helm przyrzekł mu, iż zabije go, jeśli raz jeszcze postawi nogę na ziemiach
Rohanu. Avaris chciał zobaczyć dziecko, które mogło być jego córką, lecz nie chciał przy tym stracić życia. Jeśli córeczka Firien jest także jego, chciałby móc ją widywać, a być może kiedyś zabrać do Szarej Przystani. jednak jego głównym zmartwienie w obecnym momencie, było jak przeżyć spotkanie z Helmem. Ostatecznie, Avaris będzie sam w Edoras, zaś Helm w towarzystwie swej straży przybocznej…
„Jakby jej potrzebował…" pomyślał elf. Nie był słabym i delikatnym elfikiem, wręcz przeciwnie, lecz na wspomnienie ciosu Helma robiło mu się nieprzyjemnie. Człowiek posiadał potężną siłę, to cud, że Avaris nie miał wtedy nic złamanego…
Na rozmyślaniach, jak jednocześnie ujrzeć dziewczynkę i przeżyć spotkanie z królem Złotego Grodu minęły mu kolejne, długie godziny drogi i wkrótce w oddali ukazało się wzgórze oraz samo Edoras. Elf dobrze pamiętał miasto, przechadzał się jego ulicami wiele razy, lecz sam Złoty Gród znał niemalże na pamięć. Cmoknął na Lanthira, a wierzchowiec ochoczo ruszył do przodu. Avaris usiłował rozpoznać najbliższe okolice Edoras, jednak nie potrafił; gdy tu przybył oraz gdy
wyjeżdżał, ziemię pokrywał śnieg. Bywał w Rohanie, lecz niezwykle rzadko i po prostu przejeżdżał przez kraj, nie zwracając z reguły uwagi na szczegóły, a w Meduseld był tylko raz.
Powoli zbliżał się do bram Edoras. Z daleka ujrzał wysokie strażnice, w których czuwali dzień i noc czujni wojownicy, gotowi postawić gwardię króla i innych żołnierzy na w stan gotowości.. Bał się, lecz nie gniewu Helma, choć wiedział, że powinien – król Rohanu nie był mężczyzną, który rzucał słowa na wiatr. Obawiał się, iż nie będzie mógł ujrzeć córki… Po zostawieniu konia w stajniach, odprowadzany przez ciekawskie spojrzenia straży, skierował swe kroki od razu do Złotego Grodu.

W komnatach Złotego Grodu król Helm rozmawiał ze swymi doradcami. Zbliżała się powoli zima, trzeba było zadbać o każdy, nawet najmniejszy szczegół; musiało wystarczyć zapasów żywności,
lecz także pilnować granic. Helm miał wiele spraw na głowie tej jesieni…
- Uważam, iż powinniśmy zadbać o tereny, szczególnie w Trzeciej Marchii, wiosna i lato nie sprzyjały tam zbiorom… - mówił jeden z doradców króla, gdy nagle do hali dosłownie wpadł jeden ze strażników. Helm spojrzał na niego; wojownik wydawał się być czymś bardzo przejęty, lecz i zakłopotany.
- Panie, ktoś chce się z tobą widzieć. - oznajmił. Król uniósł brwi.
- Powiedz, iż przyjmę go nieco później, każ służbie się nim zająć. - odparł spokojnie. Strażnik pokręcił głową.
- Ów przybysz twierdzi, iż sprawa jest ważna i nie cierpiąca zwłoki. Czeka przed drzwiami.
- Więc w porządku, skoro sprawa jest aż tak ważna, niech wejdzie. - pokiwał głową Helm, na chwilę odraczając naradę. Po krótkim oczekiwaniu, jego oczom ukazała się wysoka, szczupła sylwetka, odziana w płaszcz. Na głowę przybysz miał narzucony kaptur.
- Witaj w Meduseld, gościu! - przywitał go Helm, po czym zapytał; - Cóż cię sprowadza na ziemię Rohanu? - w odpowiedzi na jego słowa przybysz zdjął kaptur, a oczom króla ukazała się twarz, o znajomych rysach…
- Witaj, królu Helmie. - rzekł Avaris, lecz nic innego nie zdołał. Helm zamarł w pół kroku na widok elfa. Na ułamek sekundy zawahał się, zaś następnie… Sięgnął po miecz.
- Przyrzekłem ci, iż jeśli raz jeszcze ujrzę cię na moich ziemiach, zabiję cię! Nie wiem, po co tu przyjechałeś, ale nie ma to już żadnego znaczenia…!! - krzyknął mężczyzna, jednak Avaris nawet nie wyciągnął broni, jedynie cofnął się o krok… Helm, choć był o włos od skrócenia elfa o głowę, zawahał się. Jego duma, nie pozwalająca mu na zabicie bezbronnego, wzięła górę nad złością. Nie schował jednak miecza… Przez chwilę stali naprzeciwko siebie, elf i człowiek, w milczeniu, zaś helmowi doradcy wstrzymali oddech. Wiedzieli doskonale, kim był niezwykły gość …
- Czego tu chcesz?! Powinienem cię…! - wychrypiał Helm, a Avaris, choć obawiał się reakcji Helma, nie cofnął się ani o krok więcej.
- Chce zobaczyć moją córkę, królu Helmie. - odparł cicho. Mężczyzna parsknął.
- Twoją córkę? - zapytał. Elf skinął głową. - Jak się dowiedziałeś?
- Czy to ważne? - odparł Avaris. - Chciałbym ją zobaczyć, wiedzieć jak wygląda moje dziecko.
- Więc przyjechałeś tutaj, wiedząc, że twoje życie wisi na włosku, tylko po to by móc zobaczyć dziecko, które może, lecz nie musi, być twoim? - zapytał spokojnie Helm. Avaris ponownie, tylko skinął głową. - Skąd pewność, że jest twoją córką? Skąd wiesz, że to nie są tylko plotki?
- Chciałem się dowiedzieć i być pewien. - odparł elf. - Jeśli plotka mówiłaby prawdę, wtedy nie mogłoby być inaczej. A jeśli nie… Moje ryzyko.
- Ryzyko? - zaśmiał się Helm. - Wiedz więc, że nie narażałeś się na próżno. - rzekł po chwili. Szybko powiedział coś do jednego ze strażników, który z zaskoczoną miną, lecz bez ociągania, wyszedł z sali, Helm gestem odesłał resztę swych doradców. Avaris czekał cierpliwie, choć w głębi serca musiał przyznać nie miał pojęcia, co polecił żołnierzowi król. Po długiej chwili boczne drzwi otworzyły się i zdumiony elf ujrzał w nich znajomą mu sylwetkę. Szła ku nim Firien. Młoda kobieta wyglądała równie wspaniale, jak gdy opuszczał Edoras, może tylko nieco okrąglejsza o bardziej kobiecych kształtach. Rysy twarzy nieco straciły ze swej ostrości, jednak młoda królowa nadal była piękna, jeśli nie piękniejsza niż dawniej. Spojrzała na niego. Poznała go, było to oczywiste, jednak na przywitanie jedynie skinęła mu głową. Milczała… Elf także przywitał ja oszczędnym kiwnięciem, a jego uwaga zaraz przerzuciła się na kogo innego. Firien nie szła sama; za nią trzymając się sukni dreptało kilkuletnie dziecko. Maleństwo, jak zauważył Avaris, okazało się dziewczynką, jednak ku zupełnemu zaskoczeniu elfa, dziewczynka miała ogniście rude, lekko kręcone włosy. Początkowo chciał rzec, że to nie może być jego córka! Jednak gdy dziecko, zachęcone przez matkę, podeszło do nieznajomego mężczyzny, Avaris wyzbył się wszelkich wątpliwości… Dziewczynka miała jego oczy; duże i zielone, niczym świeże liście na drzewach w Imladris, z charakterystyczną domieszką złota na tęczówkach. Spojrzała na niego bez obawy, z dziecięcą ciekawością. Po chwili jednak zerknęła niepewnie w stronę matki.
- Kim jest ten pan? - zapytała dźwięcznym niczym srebro głosikiem. Firien uśmiechnęła się ciepło, patrząc na córkę.
- To twój tata. - powiedziała łagodnie. Avaris stał w miejscu niczym zaczarowany. Patrzył na małą, ubraną po chłopięciu rudowłosą dziewczynkę, spoglądającą na niego ufnie i mogąc wyjść ze zdumienia! Jego dziecko, jego córka… Przyklęknął na jedno kolano, by móc patrzeć na twarz dziewczynki.
- Jak masz na imię? - zapytał miękko. Dziewczynka spojrzała na niego, potem na matkę. Firien skinęła głową.
- Leef… - odparła w końcu dziewczynka, dźwięcznym niczym srebro głosikiem. Avaris uśmiechną&#
Unfortunately, it's in Polish, as I still am sooo overwhealmed with work. It's my personal Tolkien fan-fiction story, of a half-elf, half-Rohhirim gorl, named Leef Damariel. This particaular story is about her parents mostly, Avaris Damariel of Grey Havens and Firien of Rohan. Maybe, when I'm finished with my current work, I'll translate...

It's a good-bye gift, for someone who was like a brother to me, and who's broken friendship I still regret...
© 2005 - 2024 Arleen
Comments17
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
DreamsOfAtsuko's avatar
Wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu i przeczytać. Jestem totalnym laikiem jeśli chodzi o opowiadania...Mój komentarz to tylko to, co mi się wydaje... W każdym razie wydarzenia przez Ciebie przedstawione są ciekawe. Jak na mój gust jest za mało głębszego przedstawienia charakterów postaci(choć może prolog to nie jest właściwe miejsce- nie wiem...). A, i trochę mnie zdziwiło szalenie szybkie wyzwanie miłosne elfa(ale to tylko moje zdziwienie nic więcej...). Osobiście trochę poczułam się zagubiona w gąszczu nazw geograficznych i imion- tych pobocznych(ale ja mam tendencje do takiego gubienia się;). Tak poza tym (choć się nie znam)to jest to raczej dobra praca... Pozdrawiam!